"B-612" TEATRU DELIKATES to przykład magii teatru, gdzie na scenie umieszczone zostają podziurawione kartony, deska na kółkach z zamontowaną maszyną do dymu, wiatrakiem, lampką biurową i dziecięcym krzesełkiem czy zabawkowy samolocik, a my widzimy wielkie miasta, podróże międzyplanetarne czy promy kosmiczne. Malinowski dostarcza w tym spektaklu obiecanych delikatesów, bo jest i cudowna maszyna podróżniczo-badająca, kosmiczny spacer czy liberacje "balonowych księżyców". Zupełnie jednak niepotrzebnie spektakl wspiera się o wizualizacje, które są niczym złośliwe echo akcji scenicznej rozmieniające klarowność przekazu na drobne. Przez 60 minut na naszych oczach rozgrywała się teatralna łamigłówka, która przywdziała postać plastycznego monodramu. Rebus wypełniony po brzegi plastycznymi obrazami, niesamowitymi dźwiękami, geometrycznymi kształtami, liczbami, różnego rodzaju gadżetami i olśniewającymi machinami. Rebus, którego elementy składają się na rozwiązanie jakim jest SAMOTNOŚĆ. Spektakl ten uświadamia jak rozległe i przede wszystkim przeraźliwie puste są przestrzenie kosmosu, których nie jesteśmy w stanie ogarnąć nawet falami radiowymi. Jednak samotność przestrzeni kosmicznej zaakcentowana monotonnymi dźwiękami sondy jest niczym w porównaniu z samotnością wśród wiwatującego i klaszczącego tłumu czy finalną samotnością świętowania własnych urodzin w obliczu ogromnego tortu. Koniec końców człowiek rodzi się i umiera samotnie.
Kasia Chwałek
Tak jak Mały Książę, który wędrując spotyka różnych ludzi, zjawiska, osobliwości życia, tak bohater "B612", podróżując w kosmos, spotyka się... ale już raczej sam ze sobą. Symbole są na tyle otwarte, publiczne... Jedni zachwycą się światem matematyki przypominając sobie ekranizację życia genialnego matematyka w filmie "Piękny umysł", inni dostrzegą w spektaklu "Odyseję Kosmiczną" Stanleya Kubricka, czy rozpłyną się w mglistym świecie mistyki. Charakter ruchu i gry płynnie przechodzi pomiędzy etapami "podróży". Przyjemnie jest oglądać człowieka na scenie... Więcej nie piszę, niestety to nie film w kinie, nie można go obejrzeć jeszcze raz następnego dnia o 16 -tej. Kończę stwierdzeniem małej dziewczynki z filmu "Jasminum" - "kto nie był - ten trąba"... "
Kamil Kwapisz Stacja Częstochowa
"What a wonderful world" "Oto pierwsze padły słowa, oto stało się. Każda rzecz ma raz początek czy kto chce czy nie." A w monodramie Wiktora Malinowskiego nie pada ani jedno słowo. I nie ma takiej potrzeby. "Słowa są żródłem nieporozumień" - mówił Mały Książę. Równe prawa na scenie, obok aktora, ma światło i muzyka, doskonale obrazująca wydarzenia - etapy podróży przez życie. Z rozświetlonej kuli wychodzi na świat człowiek i staje wobec niego bezbronny, nagi, ogłuszony dźwiękami miasta. Jest jeszcze czystą kartą, na której życie odciśnie wkrótce litery i cyfry doświadczeń. Ale, co naturalne, bohater-człowiek-everyman zaczyna poznawać świat, rozwijać się, dojrzewać, stawiać pytania, odkrywać świat, wszechświat i... siebie... Bohater balansuje na szalach losu, szuka czegoś pewnego, o co mógłby się zaczepić. Taką nicią okazują się powiązania między ludzmi (piękna, plastyczna scena - gra dwóch rozświetlonych kul). Nicią cienką i kruchą, niepewną...
Julia Liszewska